Postanowień noworocznych nie tworzyłam - bo i po co? Żeby się stresować? Moją małą akcję można nazwać jedynie "motywacją przednoworoczną". A jest nią odpowiednie zadbanie o moje kręcone włosy. Z dużą pomocą przyszły tutaj dziewczyny z wizażu, które uświadomiły mi, że moje włosy potrzebują: STYLIZATORA.
Ale zacznijmy od początku. Tak było podczas świat, to zdjęcie właśnie wrzuciłam na wizaż.
Moje włosy z natury są suche (nigdy chyba nie zrozumiem co to znaczy "przetłuszczone włosy"), mocno kręcone i lubią sterczeć we wszystkie możliwe strony. Bardzo sianowate. Fryzura jak na zdjęciu była możliwa tylko przez chwilę po umyciu i naturalnym wysuszeniu. Wyjście na dwór robiło ze mną króla lwa w odcieniu "sweet brunette". O suszarce nawet lepiej nie wspominać.
Całe szczęście poznałam dobroczynne właściwości olejowania włosów a także żelu lnianego (o nim następnym razem). Już po pierwszym razie moje włosy wyglądały tak (i to na drugi dzień, po spaniu).
A kilka dni później, po kolejnym olejowaniu i zaraz po odgnieceniu żelu tak:
Tak więc: witajcie piękne loczki, witajcie delikatne szampony i lekkie odżywki, witaj żelu lniany!
włosy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Chciałabym mieć kręcone włosy :)
OdpowiedzUsuńJa w dzieciństwie bardzo chciałam mieć proste, ale im starsza jestem tym bardziej lubię moje kręciołki:)
UsuńZawsze chciałam mieć kręcone włosy. Niestety dane mi były tylko fale.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie na wielkie rozdanie :*
Z lokami to chyba sporo zachodu...
OdpowiedzUsuńTeż zawsze chciałam mieć kręcone włosy :) A tak mam tylko proste :)
OdpowiedzUsuń