Projekt Denko, wrzesień 2016

Cześć,
Mamy już ostatnie dni września, to najlepszy moment aby podsumować ten miesiąc zużyciami. W sierpniu moje denko było bardzo skromne, wiele produktów pozostało mi do dokończenia we wrześniu. Tym sposobem zebrało się ogromne denko pustaków, aż sama jestem zdziwiona, że to wszystko zużyłam:)


Z resztą sami zobaczcie, od razu człowiekowi na zapasach lżej:)


1. Leganza, lawendowy relaksujący żel pod prysznic. To obecnie mój ulubiony żel, cudownie pachniał, dobrze się pienił, skutecznie oczyszczał i nie wysuszał skóry. Wprowadzał w błogi nastrój. Jak dobrze, że przez przypadek zamówiłam dwa opakowania:)
2. Lirene, żel do higieny intymnej. Przeciętny żel, nie był zły, ale tez jakoś niczym szczególnym się nie wyróżniał. Łagodził, nawilżał, ale nie dawał zadowalającej dawki nawilżenia.
3. Original Source, żel pod prysznic ze smoczym owocem i pieprzem. Kiedyś miałam fioła na punkcie tych żel i ten dość długo leżał w zapasach. Żele OS bardzo wysuszają moją skórę, ten był o tyle fajny, że rozgrzewał i sięgałam po niego kiedy właśnie potrzebowałam takiego efektu. Nie stosowałam go do każdej kąpieli, więc efekt wysuszenia był zminimalizowany.
4. Yves Rocher, olejek pod prysznic. Dawno temu miałam fioła na punkcie całej serii Tradition de Hammam. Uwielbiałam ją za zapach. Ten olejek też ładnie pachniał, ale pozostałe właściwości były bardzo przeciętne. Z YR generalnie już się wyleczyłam.


5. Planeta Organica, Secrets of Arctica, pianka do mycia twarzy. Mój ukochany kosmetyk do oczyszczania buzi. Zakochałam się w tej piance. Zużyłabym ją już dawno temu, jednak na końcówce, sama nie wiem czemu, bardzo ją oszczędzałam i sięgałam po inne produkty.
6. Nivea, płyn micelarny. Szału nie było. Odkryłam, że to jest to samo co miałam okazje testować już 2 lata temu, zmieniło tylko lekko nazwę. W tym roku lepiej się sprawdziło.
7. Lirene, Folacyna, serum do twarzy. Bardzo fajne, szybko wchłaniające się serum. Przyjemnie nawilżało, nadawało się nawet do używania solo a nie jako pod krem. Zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie.
8. Wibo, maskara Queen Size. Dostałam ją w Shinyboxie. Nie ogarniałam tego tuszu, nie byłam zbyt zadowolona. Teraz to chyba już bardziej wysechł niż rzeczywiście został zużyty.
9. Purederm, płatki oczyszczające na brodę i czoło. Użyłam na brodę i bardzo tego żałowałam. Broda piekła mnie przez kilka dni, była czerwona i podrażniona. O nie!

10. Alverde, olejek z cytryną i rozmarynem. Teoretycznie antycellulitowy, ja go używałam do włosów. Całkiem nieźle sprawdzał się w tej roli, powrotu do olejków Alverde jednak nie przewiduję.
11. O'Herbal, szampon do włosów kręconych. Uwielbiałam go za zapach i działanie. Doskonale domywał a włosy były miękkie i delikatne.
12. O'Herbal, odżywka do włosów zniszczonych. Denerwował mnie błotnisty zapach tataraku, jednka działanie to rekompensowało. Dawno tak świetnych włosów nie miałam.


13. Yves Rocher, olejek do masażu. Bardzo go lubiłam, idealnie sprawował się do szybkiego, odprężającego masażu. A w dodatku jak cudownie pachniał!
14. Dermacol, chłodzace serum antycellulitowe. Takiego produktu jeszcze nie miałam. Ten spray delikatnie chłodził skórę, był bardzo lekki (bardziej woda niż balsam czy olejek) i świetnie napinał i wygładzał skórę.
15. AA, balsam do ciała. Mała próbka z Shinyboxa. Zachwytów brak, za to parafina powodującą swędzenie w składzie.
16. Eveline, balsam do biustu. Długo męczyłam tę tubę, oj długo. Balsam rewelacyjnie pachniał, ale działał całkowicie przeciętnie.


17. Rexona, antyperspirant. Jestem wierna tej marce, jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Cotton Dry miało przyjemny zapach a poza tym spełniało swoje zadanie - chroniło przed potem, nieprzyjemnym zapachem i plamami.
18. Scholl, dezodorant do butów. Buty trafiają się różne. Czasem bywa tak, że mimo prawidłowej higieny stóp, z butów unosi się nieprzyjemny zapach. Staram się je zneutralizować właśnie takimi dezodorantami. Wiem też, że nie ma co oszczędzać na butach, w tych droższych nigdy mi się taka sytuacja nie przytrafiła, w tych tańszych, sztucznych - dość często.
19. Końska maść, chłodząca. Zawsze muszę mieć w domu końską maść, zarówno tę chłodzącą jak i grzejącą. Stosuję na wszelkie bóle mięśni czy to spowodowane przeciążeniem, złym spaniem itp. Sprawdza się.
20. Farmona, rozgrzewający krem do stóp. Niestety moje stopy należą do kategorii "sopelki". Krem całkiem przyjemnie je rozgrzewał. Nie polecam jednak zakładania butów na krótko po użyciu kremu. Paaarzy!

Jestem bardzo zadowolona z moich zużyć. Niektóre z tych produktów zalegały mi od dłuższego czasu, w końcu się ich pozbyłam:)
A jak Wasze denka?
zBLOGowani.pl

Archiwum bloga