Gosh Lady Luck 151

Cześć,
Jeśli jesteś uważną czytelniczką mojego bloga pewnie już dawno temu to zauważyłaś i się zastanawiasz dlaczego tutaj tak mało kolorówki. Wytłumaczeń może być wiele. Że brak mi czasu na makijaż, że za gorąco, że za zimno... Wielokrotnie stałam się to zmienić z różnym skutkiem. Nie mniej to, że nie piszę tu zbyt często o kosmetykach kolorowych nie znaczy, że ich nie używam. No dobra, przyznam się bez bicia. Po prostu nie umiem zrobić im dobrych zdjęć. Zwykle kombinuję i przekombinowuję. Po podejściu n+1 poddaję się i chwytam za odżywkę do włosów, z którą jakoś tak łatwiej to wszystko idzie. Tym razem jednak jestem z siebie wyjątkowo dumna. A szminkę też lubię, dlatego i o niej Wam napiszę.


Zawsze sceptycznie podchodziłam do wszelkich boxów kosmetycznych. Zawsze myślałam, że lepiej pójść do drogerii i samemu wybrać coś na co się ma ochotę. Kilka miesięcy temu coś mi się jednak odwidziało i zamówiłam beGlossy. I w nim znalazłam właśnie tę szminkę Gosh. Chyba się domyślacie, że się w niej zakochałam? Z pośród wielu kolorów do mnie trafił własnie ten idealny. Lady Luck. Tak, właśnie, miałam to niesamowite szczęście. Ja, niesamowicie wybredna jeśli chodzi o szminki kobieta dostałam coś co totalnie mnie zauroczyło. Lady Luck to przepiękny odcień koralu. W takich kolorach czuję się doskonale. O ile uwielbiam mocno podkreślone usta, krwistą czerwień lub fuksjowy róż u innych, tak sama nie czuję się w takich kolorach pewnie. Tutaj znalazłam piękną, stonowaną czerwień z niewielka domieszką pomarańczu i odrobiną różu.


Szminka od kiedy tylko trafiła w moje ręce (czyli jakoś początkiem czerwca) stała się moim nieodłącznym towarzyszem. Widać to po opakowaniu, które jest już nieco porysowane od noszenia w torebce. Nie mniej jednak brak nadrukowanych napisów sprawia, że opakowanie nadal prezentuje się dobrze. Mat nieco ukrywa mankamenty, które tutaj nieco zdjęcie uwypukliło. Na ogromny plus zasługuje zamknięcie które jest bardzo solidne i nie muszę się martwić, że któregoś dnia moja torebka nabierze nowych kolorów (wewnątrz oczywiście).


Pomadkę pokochałam nie tylko za jej kolor. Daje bardzo delikatne, satynowe wykończenie. Nie ma tutaj ogromnego błysku, chociaż do matu jej daleko. Szminka jest rewelacyjnie napigmentowana. Wystarczy jedno przejechanie po wargach aby te nabrały koloru. I to wszystko bez smug i prześwitywania. Moje usta mają skłonność do posiadania suchych skórek. Ta szminka w żaden sposób ich nie podkreśla. Nie zbiera się także w załamaniach ani kącikach. Brzmi idealnie, prawda?

Jedynym jej drobnym mankamentem jest trwałość. Niestety nie należy w tej materii do najmocniejszych. Próby jedzenia nie przetrwała, ze szklankami też bardzo się przyjaźni pozostawiając na nich ślady. Średnia trwałość to około 2 godziny, przy czym na szczęście schodzi z ust w miarę równomiernie. 


Bardzo się cieszę, że ta pomadka trafiła w moje ręce. Znalazłam kolor idealny i teraz wiem czego będę szukać także wśród innych producentów. Niestety nie pokażę wam zdjęć jak wygląda na ustach, bo tej sztuki fotografowania jeszcze chyba nie opanowałam. Szminki Gosh można kupić np. w Hebe. Cena to około 25zł. 

A jak wam się ona podoba? Jakie kolory preferujecie na swoich ustach?
zBLOGowani.pl

Archiwum bloga