O odpowiedni poziom nawilżenia powinnyśmy dbać przez cały rok. Ja, zapewne jak większość z Was nie jestem maniaczką balsamowania, wolałabym aby się to samo zrobiło, ale... niestety nie ma tak dobrze. Treściwe masła wybieram głównie jesienią i zimą, na lato są dla mnie zbyt ciężkie. Jaka była moja radość gdy na półce ujrzałam lekki balsam - mus od Garnier. Jesteście ciekawe jak się sprawdził?
Co mówi producent:
Nawilżający mus do ciała jest wzbogacony o L - Bifidus i ekstrakt z winogron naturalnego pochodzenia, które wybrano z myślą o specyficznych potrzebach suchej skóry. Konsystencja musu jest tak lekka, że jego wchłanianie jest natychmiastowe, a nawilżenie tak mocne, iż pozostaje odczuwalne nawet po 7 dniach od ostatniego użycia*.* Test konsumencki na grupie 53 osób wykazał, że po 4 tygodniach stosowania musu 2 razy dziennie, nawilżenie jest tak intensywne, iż utrzymuje się jeszcze przez 7 dni od ostatniego użycia.
Moja opinia:
Uwielbiam lekkie balsamy latem dlatego też miałam nadzieję, że ten znajdzie swoje miejsce w moich gustach. Balsam ma piękne, letnie opakowanie, kojarzy mi się trochę z ochłodą, ucieczką od gorąca. Zapach wydobywający się z opakowania też jest przyjemny.Niestety po wydobyciu kosmetyku z opakowania nie jest już tak różowo. Zacznę od konsystencji bo ona tu najważniejsza. Tu producent ma rację, jest to lekki mus, koloru zielonkawego. Mus nawet całkiem nieźle rozprowadza się po skórze, nie roluje się ani nic. Tu jednak kończą się zalety. Mus w ogóle się nie wchłania. Pozostawia natomiast lepką, mokra warstwę którą czuć nawet po kilku godzinach. Szczególnie doskwiera to w upalne dni, bo wtedy czuję się cała mokra i bardzo nieprzyjemnie. Dodatkowo ta warstwa ma chyba jakieś właściwości przyciągania brudu, chwila moment byłam obklejona różnymi pyłkami, kawałkami tkanin z ubrań czy mebli. Żeby było tego więcej, zapach robi swoje. Nie ulatnia się, czuć go przez kilka dobrych godzin po aplikacji i po nałożeniu staje się on zwyczajnie przykry i irytujący. Nic tylko lecieć pod prysznic aby zmyć to dziadostwo z siebie.
Plusy:
- duży i niedrogi
- wydajny
- ciekawa konsystencja
- ładne opakowanie
Minusy:
- długo utrzymujący się, irytujący zapach
- kleista, ciężka warstwa jaką pozostawia na skórze
- skóra po nim swędzi
- kiepskie nawilżenie
- ciężko z wydobyciem resztek
Cena i dostępność:
Dostępny chyba wszędzie. Cena: 15 zł/ 250 ml, 20 zł/400 ml
Skład:
Podsumowując: spodziewałam się lekkiego balsamu, który szybko się wchłonie (to jest dla mnie szczególnie istotne latem). Zamiast tego dostałam paskudnego, oblepiającego śmierdziucha. Balsamu nawet nie byłam w stanie zużyć do końca i żałuję, że wzięłam od razu duże opakowanie.
ojj ;/ będę go omijać z daleka .
OdpowiedzUsuńteż mam dziwne doświadczenia z tym balsamem...stosowałam go w zimie, bo jego konsystencja wydaje mi się najbardziej odpowiednia na tę porę roku...ale okazał się za "słaby"
OdpowiedzUsuńNieźle :/ Bubel jak ta lala... U mnie latem sprawdziła się Tołpa ujędrniająca z dębem paragwajskim i antycellulitowa z pokrzywką indyjską. Szybko się wchłaniały, zapach śliczny, z przyjemnością używałam ;)
OdpowiedzUsuńO nie, na pewno go nie kupię...
OdpowiedzUsuńbędąc w liceum używałam tylko balsamy garniera, żółte i czerwone, ale to było dawno temu. już mi się przejadły i nie wypróbuję raczej tego musu
OdpowiedzUsuńNie kusi mnie wcale.
OdpowiedzUsuńJakoś mnie nie kusi...
OdpowiedzUsuńdla mnie kosmetyk tego typu musi ładnie pachnieć , więc sobie odpuszczę :(
OdpowiedzUsuńA to szkoda! Zapowiadał się świetnie!
OdpowiedzUsuńNie mam pozytywnych doświadczeń z balsamami Garnier, praktycznie zawsze bardzo długo się wchłaniały i oblepiały zamiast nawilżać :(
OdpowiedzUsuńojej, a pomyśleć że miałam go kupić, dobrze że powstrzymały mnie spore zapasy :D
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś krem do twarzy z tej serii i był całkiem niezły.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jestem na nie. Z Garniera polecam czerwone mleczko z syropem z klonu.
OdpowiedzUsuńMiałam to mleczko i było ok. Żółte ujędrniające też ok. Białe też dawało radę. A ten... tragedia!
UsuńA myślałam, że będzie to pozytywna recenzja ;) Szkoda, że nie jest zbyt dobry bo chciałam wypróbować taki musik.
OdpowiedzUsuńPróbowałam balsam z tej serii o innym zapachu i mam takie same spostrzeżenia ;)
OdpowiedzUsuńMiałam jeden balsam z tej serii i też szału nie robił ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie dzisiaj w drogerii zastanawiałam się czy go kupić i dobrze ,że tego nie zrobiłam.
OdpowiedzUsuńA fuj, będę go omijać!
OdpowiedzUsuńTotalny niewypał, ja ogólnie nie przepadam za pielęgnacją od Garniera, a jedyny produkt, który naprawdę im się udał, to płyn micelarny :)
OdpowiedzUsuńOstatnio na niego trafiłam, ale Alleluja! nie zakupiłam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :*
dobrze wiedzieć, że to bubel ;)
OdpowiedzUsuńAkurat nie przepadam za Garnierem,wiec taka recenzja mnie nie dziwi.
OdpowiedzUsuńnie moje nuty zapachowe z reszta :P
ojej, faktycznie nieciekawy... na pewno go juz nie kupię
OdpowiedzUsuńna pewno się na niego nie skuszę! :(
OdpowiedzUsuńCzyli po prostu bubel ;( Nie miałam jeszcze żadnego kosmetyku do ciała z tej firmy i mnie nie kuszą
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny i postawienia komentarza
Zapraszam częściej ;)
ja także nie polubiłam się z balsamami z Garniera, ostatnio polubiłam wszelkiego rodzaju masła i balsamy poszły w kąt ;-)
OdpowiedzUsuńMiałam wcześniej 3 inne balsamy Garniera i były w porządku... ten jeden jakiś taki dziad...
UsuńSzkoda, że się nie spisał...
OdpowiedzUsuńJuż dawno nie sięgałam po kosmetyki do ciała Garnier - kilka balsamowo-mleczkowych niewypałów skutecznie mnie zniechęciło :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A