Projekt denko, październik 2016

Październik minął mi nie wiadomo kiedy. Zdecydowanie zbyt szybko. Nie był blogowo zbyt twórczy, raczej poszłam trochę w drugą stronę - tworząc nowy szablon oraz całkowicie nowego bloga www.panikaskas.pl na którego serdecznie zapraszam. Nowy blog nie oznacza jednak, że ten zniknie. Ale tymczasem przed Wami moje październikowe denko:)


Trochę tych produktów się nabierało, kolorówkę wywalam bardziej z powodu przeterminowania bądź niezadowolenia.


Najwiekszą grupę stanowią produkty do pielęgnacji ciała. W końcu zużyłam do końca lawendowe mydło Le Serail. Było bardzo delikatne, pięknie pachniało lawendą i doskonale usuwało nieprzyjemne zapachy i mocne zanieczyszczenia. Stosowałam je jedynie do takich właśnie zadań specjalnych więc wystarczyło na długo. Kokosowy żel pod prysznic Naturalium zużyłam w połowie do kąpieli a w drugiej połowie jako mydło. Trochę mnie już męczyła ta wielka butla. Olivalove Body Lotion to moje najnowsze odkrycie, które zmotywowało mnie do bardzo regularnego balsamowania. Cudowny zapach, lekka konsystencja i dobre nawilżenia sprawiły, że te 200 ml wystarczyło mi na 2 tygodnie. Żel pod prysznic Fresh Juice zużyłam jako płyn do kąpieli. Muszę się przyznać, że lałam go w ogromnych ilościach. Jako żel pod prysznic był całkowicie przeciętny. Dezodorant CD dostałam kiedyś od mamy. Całkiem dobrze chronił przed nieprzyjemnymi zapachami, jednak nie ograniczał pocenia jakoś szczególnie. Dove żel pod prysznic z drobinkami peelingującymi wspominam całkiem miło, chociaż od początku nie miał łatwo. Po kilku użyciach oddałam go mamie, która bardzo lubi markę Dove, żel jednak jej nie pasował i oddała mi z powrotem. Ostatecznie ja go zużyłam i nawet polubiłam:) Na koniec trochę próbek, dwie saszetki balsamu Arome 99 od Indigo. Mam w zapasach pełna buteleczkę, bardzo fajny zapach. A do tego próbka jogurtu do ciała od Stenders. Spodziewałam się czegoś ciekawszego jeśli o niego chodzi.


Do włosów nie zużyłam zbyt wielu produktów. Szampony nie idą u mnie w dużych ilościach, myję włosy co 2-3 dni dosłownie odrobiną szamponu. Czasami sięgam jedynie po odżywkę. Szampon Czarna Rzepa Barwa Ziołowa zużyłam wraz z Maćkiem. Pasował i moim osłabionym włosom i jego ze skłonnością do łupieżu. Oprócz tego dokończyłam słoiczek regenerującą maseczkę do włosów ciemnych marki Pilomax. Moje włosy bardzo się z nią polubiły, były miękkie i dobrze odżywione.


W kwestii pielęgnacji twarzy też było skromnie, jednak więcej tego typu produktów pojawi się za miesiąc - już początkiem miesiąca skończyły mi się dwa kremy do twarzy. W październiku jednak zużyłam tonik do twarzy NS Cosmetics który znalazłam w pudełku Liferia. Bardzo go lubiłam, pachniał ziołami (w tym lawendą) i pięknie uspokajał i koił cerę po myciu. Tonik łagodzący Nivea z pewnością nie mogę nazwać łagodnym, zawierał różne alkohole, teoretycznie te które nie wysuszają. Używałam go jedynie w kryzysowych sytuacjach kiedy coś mi wyskakiwało na twarzy - i tylko na te miejsca.


A tu już bardziej śmieci niż prawdziwe użytki. Szminki Essence bardzo nie lubiłam, w ogóle nie dawała koloru, dosłownie nic. Tani bubel i tyle. Nivea, pomadka ochronna z filtrami UV. Kupiłam na lato. Może i przed słońcem chroniła ale nawilżenia moim zdaniem nie dawała w ogóle. Błyszczyk Miss Sporty ubiłam za subtelny kolor (na ustach był delikatniejszy niż na zdjęciu) oraz efekt mrowienia który dawał (uwielbiam takie uczucie). Szminka jakiejś firmy No Name to był kompletny nie wypał. Kolor ładny ale podkreślała każdą skórkę a w dodatku całkiem szybko się rozwarstwiła. Może nie widać tego na zdjęciu, ale końcówka tego dziubka a trochę inny kolor. W końcu powrócił sezon na Yankee Candle, póki co wypalam to co mam pootwierane. Zapach piwonii to jednak nie moje klimaty.

I to by było na tyle.
A jak tam wasze denka?

zBLOGowani.pl

Archiwum bloga